czwartek, 26 sierpnia 2004

Gulasz


Wczoraj, po dwóch dniach żywienia się nabiałem i warzywami poczułam nieprzemożną chęć na mięsko. Obracałam sobie w głowie różne przepisy, zastanawiając się, na co mam właściwie ochotę i skończyło się, jak zwykle, szalonym slalomem między sklepowymi półkami i wrzucaniem do koszyka tego, co wydało mi się przydatne.

Oczywiście mięsko (szynka wieprzowa, z braku cielęcinki dobra jak wszystko inne), pieczarki, warzywka (papryka, cebula, pomidor, groszek konserwowy).

Przysmażyć, udusić w odpowiedniej kolejności (wedle uznania, zależy co według jedzącego powinno się rozwalić, a co nie), zaśmietanić i… lizać paluszki.

Najlepsze by było do kopytek (opcja bomby kalorycznej), ale ponieważ kopytek to mi się już nie chciało robić, musiały wystarczyć dowolne kluchy. Mniami. Zostało mi jeszcze na dziś. Może uda mi się zrobić kopytka, albo po prostu kupię gotowe. Albo placki ziemniaczane. I zimne piwko.

Źródło